Wróżbita Maciej wie, co Piano ma na myśli!

Od wczoraj internet huczy o podstępnej zmowie polskich wydawców, którzy w blasku księżyca, albo i nawet bez niego, w zupełnym mroku, niecnie i bezczelnie przygotowali pakt przeciwko darmowości polskiego internetu. Czytałem wczoraj wiele komentarzy... I niestety jakbym miał na ich podstawie stworzyć personę polskiego internauty, to w miejscu na zdjęcie byłby pan z pewnej kampanii społecznej, który twierdził, że ma na imię Wojtek i też ma 12 lat. Ludzie! Skąd tyle jadu i nienawiści? Czy ktoś Was zmusza do płacenia? Czy wy w ogóle rozumiecie rzeczywistość naokoło Was czy zaledwie same nagłówki? A może to ja jej nie ogarniam?
Pozwolę sobie na przedstawienie własnego zdania i polemikę z pewnymi komentarzami, które powtarzały się natarczywie często. I tak: pracuję w wydawnictwie. I tak: będę subiektywny! Wiecie dlaczego? Bo to mój blog. A mój blog jest najmojszy i ma być subiektywny.



  1. Dotychczas treści w internecie były darmowe.
  2. Tak, a piszący je ludzie byli wolontariuszami i podobnie jak tworzący dla nich narzędzia programiści oraz produkujący dla nich w pocie czoła krzesła robotnicy żywią siebie i swoje rodziny tajemną, znaną jedynie sobie kosmiczną energią, w której odkryciu nie pomoże nawet wielki zderzacz hadronów . A reklamy w serwisach to pojawiają się tylko po to, by denerwować wszystkich i skażać sterylne, piękne, darmowe środowisko internetu. (Albo są produktem przemiany materii owej kosmicznej energii, sam już nie wiem...) P.S. Zębowa wróżka nie istnieje. Kasę za wasze ząbki wykładali rodzice albo babcia.
  3. Płatne treści uniemożliwią swobodny dostęp do informacji i spowolnią rozwój społeczeństwa.
  4. Mhm. Przyjrzyjmy się obecnym treściom. Jedynka w WP: "Jak ilość snu fatalnie wpływa na mózg?" W środku miła niespodzianka! Nie ma 17 przeklików, cała objawiona prawda w postaci: "Coraz więcej badań świadczy o istnieniu zależności pomiędzy ilością i jakością snu a chorobami układu nerwowego, w których dochodzi do utraty komórek nerwowych." mieści się na jednej stronie. No tak. Za to nie chcę płacić. Idę dalej. Onet. Piękne logo. Dalej w oczy najbardziej rzuca się artykuł nad rotatorem: "Dziś w Onecie: Najlepsze miejsca na podryw w Polsce." Ależ chwytliwe hasło! Wchodzę! 21 przeklików, wielkie zdjęcia, tańczące seksowne dziewczyny. I kolejna prawda objawiona: "Nie od dziś wiadomo, że ważniejsze jest to "z kim", a nie "gdzie", ale miejsce na pewno ma znaczenie. " Znowu wychodzę bez płacenia rachunku. Onet i WP w piano nie weszły. Ufff ;) Zobaczmy więc co słychać w kaście pianistów. Wyjdzie na to, że jestem tendencyjny. Bo jestem :) Bo to mój blog, mogę być! Wyborcza.pl . Jestem. Co rzuca mi się w oczy? Artykuł ""Prometeusz". Tytan głupi, ale ładny " Domyślam się, że może chodzić o film (choć przyzwyczajenia z onetu i wp każą mi być nieufnym), nieśmiało klikam i w środku widzę... Niesamowite. Recenzja filmu. Cała na jednej stronie. Obrazki i trailer są tylko dodatkiem do tekstu a nie na odwrót. Gdyby nie to, że muszę odwiedzić jeszcze kilka miejsc, zostałbym dłużej. Płacę rachunek i wychodzę. Teraz może by tak coś lokalnego? Na tapet idzie Dziennik Bałtycki. W oczy rzuca się " Krystyna Janda tworzy spektakl o Danucie Wałęsie. Prapremiera w Gdańsku?" O, znowu coś o kulturze. Wchodzę. W środku nieco nudno. Krótka notatka prasowa, bardziej skupiająca się na Wałęsie i jej książce niż na tym, co knuje Janda. To nie jest moje ulubione danie. Ale przynajmniej zgodne z kartą. Hmmm, czyli mam w necie zarówno treści wartościowe, jak i jakąś medialną papkę. Medialną papkę można odnaleźć zdecydowanie łatwiej i jest jej jakby więcej. A dlaczego? Bo jest bardziej poczytna. I co z tego że jest bardziej poczytna? Otóż przywozi więcej odsłon. A po co te odsłony? Bo te odsłony to też odsłony tych wszędobylskich reklam. Czyli że te reklamy dają chleb autorom? Tak. Czyli jak nie ma dość odsłon, to będzie samo masło? Nie, głuptasy, masła też nie będzie! Jeśli recenzją Prometeusza, bądź jakąś inną długą formą tekstową, nie zainteresuje się odpowiednia ilość osób, to autor i powiązane z nim osoby nie będą miały co do garnka włożyć, kiedy wy łapczywie będziecie pożerać ich treść. Rozpisałem się i mam wrażenie, ze jestem coraz dalej od tego, do czego zmierzałem. A zmierzałem do tego, że to, co zadowala jednych, niekoniecznie będzie interesujące dla innych. I choć masy mogą łaknąć poradnika, poradnika młodego podrywacza, to ja wolę przeczytać sobie felieton.
  5. Dziennikarze nie są potrzebni! Są reliktem przeszłości. Przy powszechnym dostępie do internetu i szybkości przekazu ciekawsze i bardziej wartościowe są relacje biorących bezpośredni udział w wydarzeniach.
  6. Pamiętacie falę rozmaitych zamieszek która przechodziła nie tak dawno przez bliski wschód? Na rozmaitych portalach społecznościowych można było śledzić co się dzieje, oglądać filmy z samego centrum wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że korespondenci i media nie były tam potrzebne. Czy aby na pewno? Zauważmy, że relacje przygotowywane przez osoby biorące w nich udział nie mogą być obiektywne. Są zawsze jednostronne i przedstawiają rację jednej ze stron. Powiecie, że jak się przeszpera internet, to i całe podłoże historyczne się znajdzie, a i relacje z drugiej strony. A inteligentny człowiek sam to sobie oceni, wyważy, wyciągnie wnioski. I gdzie tu obecnie rola dziennikarza? Otóż uwaga, uwaga! Po pierwsze, nie każdy ma czas przeprowadzać research za każdym razem gdy coś go zainteresuje, aby to zrozumieć, a rolą dobrego dziennikarza jest obiektywne i całościowe ujęcie tematu. To tak jak z każdą inną dziedziną życia. Mogę przecież sam nauczyć się naprawiać samochód, mogę wynająć warsztat, ale mogę przecież też oddać auto do mechanika, zapłacić określoną kwotę i odebrać je sprawne, czas spędzając w przyjemniejszy dla mnie sposób.

Podsumowując kilka najważniejszych kwestii i moich tez:
  • Bloger może być subiektywny, dziennikarz musi być obiektywny.
  • Nie chcesz, nie płać! Tylko nie płacz też, że coś ci zabierają, ok?
  • Jeśli zadowalają Cię krótkie, przepełnione zdjęciami faktoidalne treści, nie bój się, one jeszcze długo świetnie będą sobie radzić w modelu reklamowym.
  • Uwielbiasz szukać wiedzy u źródeł? Nie bój się, nie sądzę, aby tych zabrakło. W imię swojej krucjaty nie biczuj jednak mi podobnych leniwców, którzy czasem wolą za coś zapłacić, aby mieć zaufanie, że będzie to dobre i mieć to podane na tacy.

I acha...
Tak! Artykuł jest nieprofesjonalny!
Tak! Nie powołałem się na żadne źródła, analizy i autorytety.
Tak! To moja subiektywna paplanina!

Bo to jest wpis na blogu, a nie artykuł.

Komentarze