Konferencja MMConf w Krakowie, relacja, pierwszy dzień

Pierwszy dzień konferencji MMConf za nami. Jak było? Dobrze było! Dawno nie opuszczałem już wykładowej sali pełen tylu pozytywnych wrażeń. Tym razem się nie zawiodłem. Podróż do Krakowa wynagrodzona została nie tylko ładną pogodą, ale i naprawdę interesującymi prezentacjami odbywającymi się w ciekawym otoczeniu pod czujnym okiem świetnie zorganizowanych gospodarzy. Konferencję z wielką gracją i pewnością siebie otworzyła Ela Madej. Nie zapomniała przedstawić swojego zespołu, powiedzieć kilka słów o przygotowaniach oraz nakreślić program całej imprezy. Miło zostać powitanym w ten sposób przez gospodarza, przyjemnie, że przedstawieni zostali ludzie, którzy wydarzenie organizowali. Nawet gdyby słońca nie było i tak zrobiłoby się pogodnie. Atmosfera luźna, nikt się nie napina, wszystko działa, nawet wifi. Okazuje się, że można!

Sascha Pallenberg na otwarcie spojrzał w swoją szklaną kulę. Można odnieść wrażenie, że Chiny wykupiły w niej specjalną przestrzeń. A może po prostu wywalczyły ją produkcją taniej elektroniki? Chińczycy produkują rozmaite urządzenia oprogramowane androidem. Coraz bardziej zaczynają się troszczyć o jakość wykonania, a cena pozostaje przy tym sporo niższa od tej proponowanej przez renomowanych producentów. Urządzenia są już tanie, a wiele wskazuje na to, że tanieć będą jeszcze bardziej. Ciężko prognozować, jak wpłynie to na Samsunga i ekspansję systemu Android. Można jednak zakładać, że tablet pod każdą strzechą staje się realniejszy niż kiedykolwiek.

Robin Christopherson w stylu godnym brytyjskiego dżentelmena na własnym przykładzie omówił i pokazał, jak bardzo technologia jest w stanie pomóc osobom niepełnosprawnym. Robin jest niewidomy. Udowodnił na żywo wszystkim, że opcje „ułatwiania dostępności” naprawdę działają! Mieliśmy okazję obejrzeć na żywo jego interakcje z iPhonem. Przypomniało to, że technologia to nie tylko gadżety, ale jej rozwój niektórym pozwala wieść normalne życie. Rozpoznawanie dźwięku i obrazu oraz synteza głosu, to już pomocna rzeczywistość. A jej umobilnienie i dostępność pod ręką nie tylko zwiększa komfort i bezpieczeństwo w sytuacjach chwilowego wykluczenia któregoś ze zmysłów (np. przy prowadzeniu auta) ale też wielu ludziom pozwala wieść normalne życie. Było to naprawdę inspirujące.
Po przerwie kawowej (gdzie nie zapomniano o osobach na diecie bezglutenowej, co w Polsce jest nadal rzadkością) wystąpił Jeremy Olson. W dynamicznej prezentacji zdradzał swój przepis na spełnienie marzenia każdego dewelopera, czyli stworzenie „killer app”. Dobry projekt (UI i UX) oraz świetny marketing to warunki koniecznie. Nie zapewniają jednak jeszcze sukcesu finansowego. Gdzie więc leżą pieniądze i jak po nie sięgnąć? Pieniądze tkwią w pomyśle. „Killer app” rozpoczynać się musi od „killer idea”. A skąd wiedzieć, że pomysł chwyci? Nie ma na to uniwersalnego przepisu, są jednak rzeczy, o które warto zadbać, aby zupełnie się nie wygłupić. Przede wszystkim trzeba brać się tylko za te rzeczy, które potrafi się zrobić lepiej od innych. Wiedza, doświadczenie i otoczenie, zarówno nasze, jak i naszej organizacji są tym, co powinno wyznaczać kierunek, w którym podążamy z naszymi aplikacjami. Jeśli będziemy pracować przy temacie, na którym się znamy oraz który jest przydatny dla nas samych, nasze zaangażowanie bardzo wzrośnie, to z całą pewnością przełoży się pozytywnie na finalny efekt.
Warto przemyśleć też dokładnie, co tak naprawdę ma robić nasza aplikacja. Pamiętajmy, że lepiej będzie, jeśli będzie robiła jedną rzecz naprawdę dobrze, niż kilka po łebkach. Przy mnogości zastosowań ciężko zaprojektować dobry interfejs. A bez tego ciężko zdobyć uwagę i skupienie użytkownika. Aplikacja już od uruchomienia powinna wręcz krzyczeć, do czego służy. Wtedy jest używana, bo sprawnie zaspokaja realną potrzebę.
Jeremy udzielił także kilku cennych rad odnośnie konstrukcji samego interfejsu. Choć może brzmieć to lakonicznie, to projektant powinien myśleć jak człowiek i projektować dla ludzi. Korzystanie z utartych wzorców bądź tworzenie odniesień do realnych przedmiotów ułatwia początkową interakcję. Interfejs dotykowy pozwala dać użytkownikowi wrażenie, że nie pracuje z komputerem, ale ma interakcję z rzeczywistymi obiektami. Dotyk angażuje dodatkowe zmysły, im wrażenie realniejsze (fizyka!) i przyjemniejsze (płynność!), tym lepiej.
Warto też pamiętać, że pisanie na smartfonach nie jest specjalnie miłym doznaniem. Jeśli mamy zamiar prosić użytkownika o wprowadzanie jakiś danych, powinien mieć od razu jasność, jaką będzie miał z tego korzyść. Użytkownicy nie lubią, gdy każe im się pracować. Korzystają z aplikacji, by ułatwić sobie życie.
Poza użytecznością, interfejs powinien też być ładny i przyciągający dla oka. Trzeba naturalnie uważać, aby z tym nie przesadzić, ale praktyka wskazuje, że użytkownicy wolą ładne aplikacje.
A co jeśli okaże się, że ktoś już zrealizował nasz świetny pomysł? Zamiast od razu się poddawać, można jeszcze sprawdzić, czy w owej realizacji nie powinęła mu się noga. Może jednak coś da się zrobić lepiej i odbić użytkowników?

Pratik Patel w kolejnej prezentacji przybliżył nieco ekonomię aplikacji mobilnych. Trzeba przyznać, że jest dość nieprzewidywalna i mocno pokręcona. Są przypadki, choćby takie jak Rovio (tak, Ci od Angry Birds), że trzeba najpierw wydać dziesiątki milionów dolarów i stworzyć dziesiątki aplikacji, by wreszcie stworzyć hit, który odrobi straty z pozostałych dzieł.
Na rynku jest ponad 800 tysięcy aplikacji. Kiedy więc wpadnie się na rewolucyjny pomysł, warto mieć na uwadze, że z dużą dozą prawdopodobieństwa ktoś już go zrealizował... Nie oznacza to, że nie warto próbować, trzeba po prostu solidnie odrobić zadanie domowe i wytyczyć sobie ambitne, ale realne cele w oparciu o zebrane dane.
Przy ustalaniu modelu biznesowego i polityki cenowej trzeba się cenić ale jednocześnie pamiętać o zasadach ekonomii, jak choćby elastyczność cenowa popytu... W aspekcie cenienia się do wyobraźni przemawia przypadek StarBucksa. Ludzie potrafią prawie codziennie wydać 4$ na kawę. Dlaczego więc nie mieliby zainwestować choćby 1$ w aplikację, która ułatwi im życie bądź dostarczy rozrywki? Nie bój się eksperymentować z cenami, może się okazać, że wyższa, albo niższa cena przekłada się na Twoje większe zyski.
Pratik zwrócił jeszcze uwagę na dwie rzeczy: mocno podkreślił rolę UX i dobrego UI aplikacji w drodze do jej sukcesu. Jeszcze mocniej podkreślił to, że bez właściwej promocji nawet najlepszy produkt nie ma szans się przebić. Dlatego jeśli nie masz zamiaru promować swojej aplikacji albo troszczyć się o jej jakość, lepiej wydaj pieniądze przeznaczone na wytwarzanie na losy na loterię albo kasyno. Szanse na pieniądze są większe, szczególnie w obliczu tego, że tylko 12% dotychczas wydanych aplikacji zarobiło więcej niż 50 tysięcy dolarów.

Zach Holman z bardzo dużą pewnością siebie i solidną porcją nonszalancji opowiedział o tym, jak on postrzega produkty. Zauważył, że obecnie technologia przestaje być ważna, zrobiła się nudna. Istotne jest otocznie, środowisko, w którym powstaje produkt. A największy wpływ na to mają ludzie. Jednym z czynników sukcesu jest więc właściwy dobór zespołu. Zach polecał zatrudnianie ludzi o szerokich horyzontach, uniwersalnych i z naturalnymi skłonnościami do naprawiania niedziałających rzeczy. Ma to zapewnić, że tam, gdzie tak naprawdę ważą się losy produktu, czyli na samym dole, ludzie myślą, są samodzielni i troszczą się o jakość.
A jak takich ludzi przyciągnąć? Cóż, dobra kultura i renoma organizacji przyciąga dobrych i kulturalnych ludzi. A dobrzy ludzie robią dobre produkty.
Zach zwrócił też uwagę na prowadzenie komunikacji ze swoimi Klientami. Słusznie zauważył, że Internet jest skupiskiem negatywnej energii. Choć to okrutne, to komentarze zwykle są negatywne albo po prostu złośliwe. Należy mieć to na uwadze i starać się jednak priorytetowo prowadzić dialog z zadowolonymi klientami, bo to oni są motorem rozwoju. Hejterzy nie przynoszą pieniędzy.

Jana Boruta bardzo skutecznie przekonywała, że marketing to nie ściema, a hasło, że dobry produkt sprzeda się sam w kontekście aplikacji można włożyć między bajki. Przy obecnym natłoku aplikacji zostać zauważonym w tłumie nie jest łatwo. Trudno więc liczyć na sukces, jeśli po półrocznym wytwarzaniu aplikacji poświęci się tydzień na zaplanowanie promocji.
Jana opowiedziała przypadek ze swojej kariery. Po trzymiesięcznym planowaniu działań promocyjnych, promowana aplikacja została pobrana 20 tysięcy razy w dniu premiery! Co na to wpłynęło? Przede wszystkim dobry, przemyślany i konsekwentnie realizowany plan promocji. A jak taki stworzyć?
  • Po pierwsze warto zacząć od stworzenia listy osób i miejs, w których chce się zaistnieć. Trzeba dobrze zaplanować, kto powinien się o nas dowiedzieć jeszcze przed premierą i zrobić wszystko, by zaistnieć w jego świadomości.
  • Po drugie, trzeba jasno określić datę startu. Ona narzuca dalszy rytm pracy nad promocją, zapewnia też pewną dyscyplinę działań.
  • Po trzecie trzeba ustalić cele. W końcu po coś tę aplikację robiliśmy. Czy zależy nam na pobraniach, czy na odwiedzinach, czy też może na ilościach przesłanych materiałów, powinniśmy to sprecyzować, aby móc śledzić nasze postępy i skuteczność działań.
  • Po czwarte już na trzy tygodnie przed premierą powinno się zacząć zaczepiać osoby, z którymi chcemy nawiązać kontakt. Trzeba mieć na uwadze, że nie tylko my zabiegamy o ich czas. W związku z tym zamiast tworzyć peany pochwalne o swoim dziele, lepiej pisać krótko i zwięźle, by tylko zdobyć wstępną uwagę i zainteresowanie. Do każdej osoby powinniśmy pochodzić indywidualnie. Nikt nie lubi automatów, każdy lubi się czuć jak ktoś wyjątkowy. Trzeba być człowiekiem i traktować innych dla ludzi. Niby proste, a tak często zapominane przez działy marketingu. Jana uczuliła też, że lepiej unikać transakcyjności a stawiać na budowanie długotrwałych relacji. Choć to trudniejsze, to efektywniejsze.
  • Po piąte, powinno się przygotować przyjazne materiały, które rozmaite portale bądź blogerzy mogą leniwie wykorzystać. Sformatowany HTML z osadzonymi linkami do obrazów może być dobrym pomysłem.
  • Po szóste, synchronizuj swoje działania. Jeśli wszystko się ładnie zepnie w dniu premiery możesz liczyć na naprawdę niezły efekt w google play bądź appstore.
  • Po siódme, dzień premiery, to Twoja chwila prawdy. Naprawdę solidnie przyłóż się do zaplanowania dnia. Dokładnie rozpisz czynności, które musisz wykonać i trzymaj się planów. Jeśli wszystko pójdzie jak miało, wymagane będzie działanie, a nie myślenie. Na to drugie nie będzie już czasu.
Matteo Manfredini starał się ostudzić zapędy wszystkich przekonanych o własnym geniuszu, by zbyt późno i zbyt dotkliwie nie przekonać się o tym, że pomysł do niczego się nie nadawał. W telegraficznym skrócie, najistotniejsze jest tzw. odrobienie zadania domowego i chłodna analiza faktów. Poznaj rynek, oceń jego potencjał, poznaj konkurencję. I nie rób czegoś, na czym się nie znasz. Ci, którzy się na tym znają, zrobią to lepiej od Ciebie, nie sądzisz?
Matteo zwrócił uwagę na jeszcze jedną ciekawą rzecz, którą jest chwała i splendor. Nie pracuj dla nich, nie warto. Pracuj dla swojego biznesu.
Patrick Broman powtórzył prezentację, którą miał przy okazji Generation Mobile 2013. Zainteresowanych odsyłam do poprzedniego artykułu. Zainteresowanym zdradzę, że tym razem slajdy były widoczne, dzięki czemu prezentacja była bardziej dynamiczna i przejrzysta. Choć dowcipy na otwarciu te same.
Ostatnia prezentacja należała do Briana Suda. Przybliżył nieco temat rozmaitych sensorów i ich wykorzystania w aplikacjach. Smartfony mają coraz więcej zmysłów. Do dużych braków należy węch i smak, ale to pewnie kwestia czasu. Do tego sensory telefonów są dokładniejsze od naszych własnych. Na dowód Brian pokazał audytorium sztuczkę, pokazującą, jak łatwo oszukać ludzki mózg.
Wspominał też o roli szybkiego przetwarzania i transferowania dużych ilości informacji. Wiedzieliście, że pakiet w internecie obiega kulę ziemską w tyle samo czasu, ile zajmuje dotarcie do mózgu płetwala informacji o tym, że coś zaczęło go gryźć w ogon? Ciekawe, prawda?
Konferencję kończyła krótka prezentacja nowo otwartej w Krakowie "wylęgarni" ;) przedsiębiorczości HubRaum.
Później była okazja do podzielenia się czymś ciekawym w ramach bloku "lightning talks". Cała zabawa polega na tym, że czas prezentacji jest ograniczony do pięciu minut. To wystarczająco, by zasygnalizować jakieś zagadnienie i wzbudzić ciekawość, zbyt mało by zanudzić kogoś na śmierć. Naprawdę ciekawa forma.

Pierwszy dzień konferencji uważam za naprawdę udany. Spisali się zarówno organizatorzy i prelegenci. Jeśli poziom zostanie jutro utrzymany, to będę mógł stwierdzić, że Aplicake zorganizowało konferencję na światowym poziomie i tym samym postawiło poprzeczkę pozostałym tego typu wydarzeniom w Polsce naprawdę wysoko. I dobrze! Trzymam kciuki za to, żeby jutro padł kolejny rekord i była jeszcze wyżej.

Komentarze